Kolumna

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Mortefheim, Rozdział 2. - Babunia

Witajcie :)
Dziękuję Wam wszystkim za miłe komentarze, jak i niekiedy uwagi bądź rady. Z wielką chęcią odwiedziłem Wasze blogi. 
No cóż... W tym rozdziale jest mini wstęp do świata magii. Levi spotyka dość... niezwykłą? osobę. 
Zapraszam do czytania! 

__________________________________

Następnego ranka obudził mnie telefon od Killi. 

"Już są wyniki. Czekam przed drzwiami."

Po czym się rozłączyła. Dopiero co się obudziłam, więc tępo spojrzałam w sufit z nieobecnym wyrazem twarzy. 
Było gorąco. Wczoraj wystartował sezon letni, ale dopiero na następny dzień dało się odczuć skwar. Wszystko się nagrzało, nawet mój pokój, który jest położony w cieniu drzew.

Usiadłam na brzegu łóżka i przeciągnęłam się. Pojawiły mi się czarne plamy przed oczami, ale już po chwili wszystko wróciło do normy. Wciągnęłam głośno powietrze i z nową energią skoczyłam na środek pokoju. 
Wczoraj wieczorem nie zmieniłam ubrań, więc musiałam wygrzebać czystą koszulę. Poszłam do łazienki i wrzuciłam brudne rzeczy do odpowiedniego pojemnika. W jednej chwili jego dno otworzyło się i ciuchy zostały wessane przed tunel prowadzący do pralni. 
Opuściłam pokrywkę, która parę razy odbiła się od krawędzi pojemnika. Następnie otworzyłam szufladkę w ścianie i wyjęłam z niej czyste ubrania, które dałam do prania parę dni temu. 
Szybko się ubrałam, obmyłam jeszcze twarz wodą i zabrałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Klucz i telefon. 
Wychodząc, zamknęłam drzwi i jak najszybciej zbiegłam po schodach. Zatrzymałam się w przejściu i zerknęłam na skwerek. 

-Mam nadzieję, że się dostanę... - Mruknęła Killi.

-O czym ty mówisz? Przecież masz już zapewnione szkolenie w klasach wojskowych. To ja się tutaj powinnam martwić! - Mimi wydęła policzki z udawanym gniewem. 

-Ale mimo wszystko muszę zdać jeszcze dwie klasy przed tą jedenastą... A ty się świetnie uczysz, nawet nie wyobrażam sobie ciebie nie zdającej czegokolwiek. - Killi odgarnęła swoje czarne włosy do tyłu i spojrzała w moje okno. - Ale Levi się spóźnia... Co ona się tak o---

-Obgadujecie mnie beze mnie?! - Wybiegłam zza futryny drzwi i od razu rzuciłam się na Killi. Zakręciłyśmy się i po chwili obie upadłyśmy na ziemię. - Po prostu nie chciałam psuć waszej rozmowy. - Posłałam Mimi oczko, na co ona odwróciła wzrok. 

-No wiesz.... Wyniki są już ogłoszone, powinnaś się tym choć trochę przejąć, nawet jeśli to ty. - Killi z westchnieniem dźwignęła się z ziemi i otrzepała. - Choć Mimi, idziemy. 

I poszły. 

Chwilę jeszcze siedziałam na ziemi zmieszana, ale w następnej chwili gwałtownie poderwałam się i pobiegłam za nimi sprintem. 

-Czekajcie! Nie zostawiajcie mnie!

Zaskakujące jak daleko odeszły w tak krótkim czasie. Dla mnie to jednak nic. Dogoniłam je i raz jeszcze chciałam się rzucić na Killi, ale ta zdążyła się uchylić i złapałam tylko suchą ziemię. 

-Remis. - Odparła tylko i podała mi rękę. Z grymasem na twarzy chwyciłam ją i dźwignęłam się z ziemi.

-Remis. - Przyznałam. 

Przez jakiś czas szłyśmy rozmawiając o wszystkim i niczym, doszłyśmy pod dom Ayi. Ta zobaczyła nas z okna i zniknęła za firankami. 

-Co ją ugryzło? - Rzuciła Killi na odchodnym i  już chwilę później razem z Mimi musiałyśmy ją gonić.



▌│█║▌║▌║║▌║▌║█│▌



-ZDROWIE!! - Krzyknęłyśmy jednocześnie. Stuknęłyśmy kubkiem o kubek i wypiłyśmy całą jego zawartość. 

-Nie mówiłam? Miałaś jeden z wyższych wyników, Mimi. - Nachyliłam się w stronę dziewczyny i posłałam jej szeroki uśmiech.

-Nie chcę tego słyszeć od CIEBIE. - Zadarła podbródek do góry i lekko mnie szturchnęła. 

-No co? Zrobiłam coś nie tak, hej, powiedz... - Odparłam żałośnie i wróciłam na swoje miejsce. 

-Sto procent. - Killi włączyła się do rozmowy z poważną miną. - To w ogóle możliwe? Ściągałaś? Jesteś cyborgiem, czy jak? Nawet Mimi miała tylko dziewięćdziesiąt sześć. - Oparła brodę na dłoni i przysunęła się do mnie bliżej. 
Nie wiedziałam jak odpowiedzieć.

A raczej udawałam, że nie wiem. 

-Wiedziałam! - Rozłożyła ręce z dezaprobatą i opadła bezwładnie na swój fotel. - Na pewno jesteś jakimś eksperymentalnym robotem. Chcą zastąpić wszystkich obywateli jakimiś tandetnymi plastikowymi podróbkami! 

-Jestem z plastiku?! - Zawołałam z przejęciem i zaczęłam się obmacywać. - Dziwne, wyglądam normalnie. - Odparłam z dość zmieszaną miną. 

-Nie oto mi.... - Burknęła tylko w odpowiedzi i zaczęła jeść swój kawałek ciasta. 

-Levi, przepraszam za nią. Killi potrafi czasem pleść bzdury...

-Że ja?! - Warknęła Killi. 

-W każdym bądź razie nie chciała cię obrazić. - Sprostowała Mimi kompletnie ignorując wcześniejszy krzyk koleżanki. 

-To teraz się mnie ignoruje, co? - Czarnowłosa poderwała się do góry i odeszła w stronę lodówki. - Co chcecie jeszcze do picia?



Parę godzin jeszcze tak świętowałyśmy, ale w końcu musiałyśmy się pożegnać. Razem z Mimi opuściłyśmy dom Killi i teraz wracałyśmy wspólnie do Akademika. 

-Wiesz... - Zaczęła nieśmiało. Posłałam jej przelotne spojrzenie. - Zastanawiam się, co a Ayą...

Zwiesiła głowę i się zatrzymała. Zrobiłam to samo i po chwili namysłu odpowiedziałam.

-Jeśli tak cię to martwi możemy złożyć jej wizytę. 

-N-nie! Nie trzeba. Zresztą nie mam tyle czasu, muszę już iść, wybacz, za tę głupią myśl. - Lekko się skłoniła i przyspieszonym krokiem popędziła wzdłuż chodnika. 

-Do zobaczenia! - Krzyknęłam, ale już raczej mnie nie usłyszała. 



"Co z Ayą?"… 
One tego nie widziały, ale ja tak. Rano, jeszcze zanim Aya schowała się za firankami zauważyłam, że płacze. Przy tablicy wyników niepostrzeżenie poszukałam jej nazwiska, ale nie znalazłam. Nic nie powiedziałam Mimi ani Killi. Aya powinna to zrobić sama. 
Taa, jasne...
Po prostu chciałam zobaczyć, czy któraś z nich w ogóle zainteresuje się dziwnym zachowaniem przyjaciółki. Killi najwyraźniej w ogóle nie zwróciła na to uwagi, wystarczyło jej, że zdała. Ledwo co, ale zawsze.
Mimi za to wspomniała o tym dopiero teraz. Pewnie nie chciała nikogo tym martwić albo dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. 
Raczej to drugie.

Popatrzyłam w  niebo, a dokładniej przeźroczystą kopułę, która oddzielała mnie od nieba, i znów pomyślałam o niej. Ona na pewno by to zauważyła. 
Patrząc tak przez dłuższą chwilę wszystkie smugi chmur zaczęły przypominać mi jej włosy. W moich wspomnieniach jasne, świecące na słońcu i falujące na wietrze. Prawdziwym wietrze.  Bardzo długie i miękkie. Zawsze, kiedy się do niej przytulałam, mogłam poczuć dotyk tych włosów. 

Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.

Nie. Jeszcze nie mogę płakać. 

Najpierw muszę ją znaleźć...

Przetarłam oczy i uniosłam podbródek do góry. Postanowiłam odwiedzić Ayę, jeśli płakała, to może będzie zabawnie. 

Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie. Po głównej ulicy kręciły się istne tłumy. Dzisiaj ogłoszono wyniki, więc uczennice świętują gdzie popadnie. Bary muszą być pełne. 
Skręciłam w boczną uliczkę. W przeciwieństwie do głównej drogi, wszystkie zaułki i alejki były ciemne i mało zadbane. Miasto w ogóle nie zawraca sobie głowy tego typu rzeczami. Porządni obywatele nie chodzą takimi drogami, ale na szczęście nie zaliczam się to tych "typowych". O wiele bardziej cenię sobie ciszę i spokój. W bocznych zaułkach wszystkie dźwięki są pochłaniane przez stare kamienne ściany i fundamenty domów. Światło również ginie gdzieś po drodze, więc jest tutaj stosunkowo ciemno. Przez to przywędrowało tutaj pełno pleśniaków i grzybów. Od razu po wejściu można poczuć chłód, wilgoć i specyficzność alejek. 
Rozkoszując się chłodnym powietrzem szybko pokonałam mnóstwo zakrętów, po czym wyszłam na niewielki plac między budynkami. Stały tutaj huśtawka i piaskownica, a kilka dzieci bawiło się w najlepsze.  W ogóle nie przeszkadzał im smród grzybów, które zdążyły zarosnąć większość ścian. Były do tego po prostu przyzwyczajone. 

Kiedy stanęłam na środku placu na chwilę przerwały zabawę i posłały mi pytające spojrzenia. Wzruszyłam tylko ramionami dając im do zrozumienia, że nie mam do nich żadnej sprawy. Z uśmiechem na ustach wróciły do swoich zajęć, a ja raz jeszcze rozejrzałam się. Pod jedną ze ścian zobaczyłam staruszkę z zakrytą kapturem twarzą. Była bardzo niska i czuć było od niej starość. Cała owiła się purpurową peleryną, spod której wystawała tylko ręka podtrzymująca się na lasce i pomarszczona buzia. Usta były całe popękane, nos spłaszczony, a dookoła było pełno zmarszczek. Wcześniej w ogóle jej nie zauważyłam, pojawiła się dosłownie znikąd. Po chwili jej wargi nieznacznie się rozsunęły, a ręką do tej pory ukrytą pod płaszczem wskazała na mnie. Jej usta układały się w niewyraźne, wybełkotane słowa. 

"Chodź"

Dobra, dwa razy nie trzeba mi mówić. Uśmiechnęłam się najmilej na ile mnie było stać i podeszłam do Babuni. 

-O co chodzi, Babuniu? - Nachyliłam się w jej stronę, aby lepiej mnie słyszała. 
Nastała chwila ciszy. Aura tej starowinki była bardzo specyficzna. Czułam od niej ciężar wielu lat, ale także niesamowitą siłę. Szczerze powiedziawszy, wolałabym w tej chwili uciec jak najdalej od niej, ale miałam przeczucie, że nawet wtedy by mnie znalazła. 

-Ręka. - Jej usta poruszały się z wyraźną trudnością. Gdzieś w środku zrobiło mi się jej żal, ale wiedziałam, że nie mogę okazać słabości. Nie przed obcymi. 
Po chwili namysłu wykonałam jej polecenie i wyciągnęłam rękę. Babunia mlasnęła parę razy ustami i wbiła wzrok w moją dłoń. Schyliła się jeszcze bardziej i wyjęła spod płaszcza jakieś zawiniątko. Bez słowa podała mi je i spojrzała mi w oczy. 
Spod ciemnego kaptura zwisało kilka suchych, siwych pasm włosów, które sprawiały wrażenie, jakby miały się rozkruszyć przy najmniejszym dotyku. Między nimi zobaczyłam jej oczy. Bardzo duże i pełne życia, mieniące się każdym rodzajem zieleni. W ogóle nie pasowały do reszty. 
Miałam wrażenie jakby zaraz miały się wwiercić do mojej duszy. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Podświadomie zaczęłam wycofywać się. Próbowałam odciąć się od świata, schować we własnym ciele. 

Nie wiem dlaczego, ale wtedy naprawdę się przestraszyłam. Babcia sama w sobie nie stwarzała wrażenia niebezpiecznej, ale kiedy zobaczyłam jej oczy, nabrałam pewności. To musiała być Magia, a Babcia była jedną z Czarodziejek. Jest to tytuł nadawany osobą, które zdały szkołę magii. Zaraz, a może nawet ma rangę Palladyna? Jeśli tak, to mam zdrowo przesrane...

"Levi"

Usłyszałam dziwny, zachrypnięty głos. Spojrzałam z nowym zapałem na staruszkę, ale ta nawet nie drgnęła, nie otworzyła ust. Z trudem obejrzałam się dookoła. Nie było tam nikogo. Dzieci nagle gdzieś zniknęły. Słońce wydawało się świecić mniej intensywnie niż zawsze, a zgrzybiałe ściany pierwszy raz wydały mi się przytłaczające. Po chwili światło zbladło jeszcze bardziej i wszystko przybrało czarno-białe barwy. Spojrzałam na swoje ręce. Były szare. Chwilę później pociemniały i stopniowo zrobiły się czarne. Gwałtownie potrząsnęłam głowa. Wszystko stało się niewyraźne. Nic nie widziałam. 

Cała się trzęsłam. Nogi same się pode mną ugięły, lecz zamiast opaść ciężko na ziemię, zaczęłam spadać. Czułam opór powietrza, jednak nie poruszałam się. Byłam ciągle w tym samym miejscu, w czarnej pustce. 

"Levi"

Znowu to wołanie. Kto to w ogóle jest? Skąd zna moje imię? 

"Levi"

Nagle przede mną pojawił się niewyraźny zarys jakiejś postaci. Niska, przygarbiona Babunia. Znów wpatrywała się we mnie tymi swoimi zielonymi ślepiami.

Przestań! 

"Levi"

Przestań! Przestań! Przestań! Odejdź, daj mi spokój!


I nagle cisza. Nie słyszałam nic. Potrząsnęłam głową i rozejrzałam się dookoła. Wszystko wróciło do normy. Dzieci znów śmiały się i bawiły w najlepsze, słońce świeciło, a Babci nie było. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na krawędzi piaskownicy. 

-Wszystko w porządku? - Najstarsze z dzieci podeszło do mnie. Kiwnęłam głową na potwierdzenie.

-A co to za paczuszka, co? - Inna dziewczynka podbiegła i wyjęła mi jakąś paczkę z rąk. 

To była ta sama, która dała mi Babunia. To jednak nie były zwidy... chociaż, może?

"Jeszcze się spotkamy"

W głowie znów usłyszałam ten głos. Cholerna Babcia... 
Jednak tym razem coś było nie tak. Babuni nie było w pobliżu, jednak dalej czułam jej aurę. Serce dalej waliło mi jak oszalałe. Bałam się spotkać jej jeszcze raz. 

Poderwałam się gwałtownie do góry, wyrwałam małej dziewczynce paczkę i pognałam biegiem do domu. 
Coś było zdecydowanie nie tak.




sobota, 21 listopada 2015

Mortefheim, Rozdział 1. - Arkavia

 Cieszę się, że prolog się spodobał. Napisałem pierwszy rozdział, więc zapraszam do czytania!
Będę wdzięczny za komentarze. C:
Tym razem przybliżę Wam, jaka sytuacja panuje w Shinsekai, Nowym Świecie ocalałych Ludzi, a dokładniej kobiet.
Życzę miłej lektury.
____________________________________________________ 

Arkavia


Chłodny powiew wiatru. Czuję go. Zimno rozchodzi się po całych policzkach. Ach... Westchnienie wydostaje się z moich ust. Cudowne uczucie. Kiedy Słońce grzeje tak mocno, wiatr jest najlepszy. Uspokaja duszę i ciało oraz dostarcza niezwykłej przyjemności w postaci orzeźwienia. 
Nawet jeśli jest sztuczny.

- Heeej~! Levi~!

Na dźwięk znajomego głosu otworzyłam oczy i spojrzałam na zdyszaną Ayę, która najwidoczniej miała do mnie jakąś sprawę. Musiała biec odkąd mnie zobaczyła. Teraz potrzebowała chwili na złapanie oddechu. 

- Jeny, Levi, czemu znowu na mnie nie czekałaś?

Uwiesiła mi się na ramieniu z wydętymi policzkami i grymasem niezadowolenia na twarzy, po czym zaczęła się ocierać o moją szyję. 

- Wybacz, proszę! - Uśmiechnęłam się łobuzersko. - Niestety miałam parę rzeczy do zrobienia i nie mogłam. – Przejechałam czule palcami po jej policzku i chwyciłam podbródek przysuwając jej twarz bliżej, po czym wyszeptałam jej do ucha - Raczej nie chcesz wiedzieć dlaczego. - Z uśmiechem przygryzłam jej ucho.
Aya odskoczyła jak oparzona i rozejrzała się po bokach. Po chwili znów wtuliła się we mnie i wyszeptała ledwo słyszalnie. 

- Wiem, że jesteś zajęta, ale mogłabyś mi poświęcać więcej czasu.

- Przecież właśnie ci go poświęcam. - Przejechałam palcem po jej karku, powoli tak, aby dreszcz był jak najdłuższy. - Nie podoba ci się? - Oplotłam ręce wokół jej talii i spojrzałam jej w oczy z uśmiechem od ucha do ucha. 

- N-nie! Po prostu... - Znów rozejrzała się po bokach. - Ktoś... mógł nas zobaczyć... 

Ze ściszonym głosem mocniej zacisnęła dłonie na mojej koszuli. Podniosła głowę tak, że teraz patrzyłyśmy sobie w oczy. Zostałyśmy w bezruchu. Ja byłam spokojna i opanowana, oddychałam płytko. Przysunęłam się bliżej do Ayi i pochyliłam się jednocześnie lekko muskając jej szyję. Usłyszałam cichy, stłumiony jęk. Zaśmiałam się lekko z satysfakcją i lekko posunęłam ją do pobliskiego drzewa. Oparta plecami o pień odchyliła głowę w tył i mocno ścisnęła mój kołnierzyk za szyją.

- L-Levi...

Jej głos był taki słodki. Odbijał się echem w mojej głowie wraz z najpiękniejszym wyobrażeniem niej o poranku. 

Tak. Cały czas myślałam tylko o niej. Wszystko inne było kłamstwem. Każdy udawał, grał i oszukiwał innego człowieka. Jak byłam mała, wierzyłam w ludzi. Starałam się we wszystkim znaleźć dobrą, drugą stronę medalu. Do tej pory wierzę, że druga strona medalu istnieje. Tylko, co z tego? Doświadczam tej pierwszej, zakłamanej i podkoloryzowanej. Widzę tylko tą jedną. Ze świadomością istnienia drugiej strony już nie próbuję jej nigdzie szukać. Jeśli dane będzie mi ją zobaczyć, to tylko u niej. Ona nigdy nie kłamała. Zawsze mówiła prawdę, nawet tą najboleśniejszą, i zawsze była sobą. Dziewczyną, z którą byłam odkąd pamiętam. Jako małe dzieciąteczka każdą wolną chwilę ze sobą spędzałyśmy. Jednak gdzie?

Dokładnie. Moje wspomnienia są  zamglone. Nie pamiętam praktycznie nic sprzed mojej pierwszej lekcji w szkole. Po prostu obudziłam się zaspana. Leżałam na ławce. Byłam w środku zajęć lekcyjnych dla około Drugiej Klasy Szkolnictwa Ziemskiego. W klasie były same dziewczyny. 
Przez następny czas mając mętlik w głowie rozejrzałam się po najbliższej okolicy. Same dziewczyny. 

Teraz już wiem, co się stało. Kilka wieków temu naukowiec zwany Albertem Landrulerem zapoczątkował zmianę ludzkości. W Szkole opisują go jako psychopatycznego mężczyznę. W swoich czasach był jednym z najwybitniejszych naukowców, jednak miał problemy psychiczne. Pewnego razu między nim a jego żoną doszło do poważnej kłótni. Aby wyładować złość Albert chciał stworzyć coś, co da mężczyznie władzę. 

I niestety, udało mu się to. 

Był to Wirus X. Każdy, kto miał jakąkolwiek styczność z nim, z czasem przemieniał się w istną bestię. Ich ciała mutowały. Zyskiwały umiejętności, które dla zwykłego człowieka są nie do wyobrażenia i tracili panowanie nad swoim umysłem. Skakali na dziesięć metrów w górę, mogli samodzielnie podnieść samochód albo zmienić się w cokolwiek i przejąć zdolności od tej osoby. X reagował jednak tylko na mężczyzn. Kobietę drażnił i zazwyczaj wywoływał reakcję alergiczną prowadzącą w każdym przypadku do śmierci. X rozprzestrzenił się bardzo szybko i po miesiącu już cały świat był skażony.  

Ponoć wtedy pojawiła się żona Alberta. Okazało się, że jest odporna na wirusa. Z jej krwi zostały pobrane przeciwciała, a następnie z nich zrobiono antidotum. Podano każdej pozostałej przy życiu kobiecie i po paru dniach udało im się zorganizować małą armię. Zabiły jak najwięcej bestii i skryły się pod ziemią. Po dwóch latach pracy skończyły całą sieć podziemnych miast, odbiły nawet niektóre na Powierzchni. Wszystko było otoczone grubymi murami i pokryte kopułą, która była cała zrobiona z  metalu. W tamtym miejscu było zawsze ciemno. Kobiety same nie mogły się rozmnażać, nie miały już zapasów pożywienia. Zostały im tylko technologia i ciemność. Wtedy pojawiła się druga legendarna kobieta. Lara Rias Bartol, która dołączyła do Katariny Chase, żony Alberta, zaczęła rządzić nowym "państwem". Dzięki niej w całej sieci "miast", obecnie zwanej Shinsekai, wystąpił podział administracyjny, kobiety zaczęły uprawiać ziemię, zawirusowane powietrze zostało zamienione na świeże, a kobiety znalazły sposób na rozmnażanie.  Ponadto znaleziono złoża nieznanego materiały, z którego później zrobiły nową kopułę. Była ona przeźroczysta, dzięki czemu przepuszczała promienie słoneczne do środka, i bardzo twarda. Bestie z zewnątrz nie mogły jej przebić.

A przynajmniej tak uczą w Szkole. 



▌│█║▌║▌║║▌║▌║█│▌



Z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie cichy jęk Ayi.

Dopiero zaczęłam się z nią bawić, a ta już ma czerwone uszy i cała się trzęsie z podniecenia. Podniosłam głowę i polizałam jej usta. Złapałam jej twarz w obie ręce i wyszeptałam najciszej jak mogłam, specjalnie, żeby to zostało tylko dla niej.

- Jeśli nie chcesz, mogę przestać. 

Z diabolicznym uśmieszkiem oblizałam wargi i czekałam na jej odpowiedź.
Słyszałam jak serce zaczynało jej bić coraz mocniej, jak wstrzymała swój oddech, jak jej twarz zaczynała przypominać pomidora i jak się trzęsła. 

- J-ja... chcę... żebyś... - Wydusiła z siebie i na chwilę stanęła. Spojrzała mi w oczy i ponownie otworzyła usta.  - Żebyś... mi--------

- Yo! Co tam romansujecie z samego rana? - Killi klepnęła mnie w plecy i poleciałam na Ayę.

- Ah---!

Wraz z jękiem Ayi wylądowałam twarzą w jej piersiach. Wykorzystując okazję ścisnęłam je.

- L-levi! Przestań~!

- Chcesz dołączyć, Killi? - Spojrzałam przez ramię na lekko zakłopotaną koleżankę, ale nie zdążyłam dostać odpowiedzi. 

PUK!!!

Poczułam, jak coś uderza mnie w głowę i w jednej chwili wylądowałam na ziemi.

- Seks i wszelkie działania erotyczne na terenie szkoły są zakazane!!

- Aa... To ty Mimi, czemu bijesz ludzi z samego rana. - Pocierając guza wstałam i uwiesiłam się na ramieniu Mimi. - Powinnaś bardziej wyluzować... O wiem! Może tym razem zabawisz się ze mną? - Złapałem jej dłonie i przystawiłam do moich piersi tak, żeby Mimi poczuła ich miękkość. W końcu mam idealne ciało, a moje piersi są najwspanialszym okazem sztuki.

- P-p-p-p-podziękuję!! - Pospiesznie wycofała ręce za siebie i zaczęła się cofać.

-Cooo~? Mimi, nie bądź taka~.

-Nie interesują mnie takie rzeczy! - Przyśpieszyła kroku, ale ja nie zamierzałam dać jej spokoju. Poszłam za nią.

-Nie wierzę! To tak w ogóle można?

-Co---?… - Na chwilę się zacięła, ale po chwili odzyskała swą cnotliwą gadkę. - Jak widać można! - Zadarła podbródek do góry i z całą czerwoną twarzą uciekła w stronę Szkoły.

Po chwili Aya i Killi mnie dogoniły. 

-Levi, ile razy ci mówiłam, żebyś takich rzeczy nie robiła na widoku! - Killi posłała mi zrezygnowane spojrzenie.

-Wybacz, wybacz, kochaniutka. - Poprawiłam torbę na ramieniu. - Idziemy na ten sprawdzian?

-Raz kozie śmierć! - Aya poszła pierwsza.

-Jasne, dogońmy ją. - Killi pociągnęła mnie za rękę i po chwili wszystkie trzy wkroczyłyśmy na teren Szkoły.


 ▌│█║▌║▌║║▌║▌║█│▌


Chodzę do 8. Klasy Szkolnictwa Ziemskiego im. Arkavii, potocznie zwaną Szkołą Arkavii. Arkavia była założycielką pierwszej Szkoły. Powstała ona właśnie w tym mieście, a na cześć wspaniałej kobiety budynek jak i miasto zyskały jej imię. Właśnie kończę 4. sekcję, więc dzisiaj zdaję do 9. Klasy. 
Do Klasy 10. włącznie ma się status "cywila". Każdy musi zdać przynajmniej te dziesięć klas. Od 11. staje się "żołnierzem", od 13. "inteligencją", od 15. zaczyna się studiować Magię. Nikt poza osobami o statusie "czarodzieja" nie mają o niej najmniejszego pojęcia. Jeśli zdasz do 20. Klasy zostajesz Palladynem. Od tego momentu możesz dopiero ubiegać się o ważną pozycję w społeczeństwie. 

Zamierzam stać się Palladynem, a wtedy na pewno dowiem się o swojej przeszłości. Poznam prawdę. 

Szczerze powiedziawszy jestem mądra. Jak i piękna, nie pomyl mnie z boginią. 

Żart.

Test był dla mnie banalny. Wszystko napisałam w jakieś 10 minut, więc oddałam kartkę i resztę dnia się obijałam. Najpierw pochodziłam po niezliczonych zaułkach Arkavii. Jest to jedno z sześciu miast położonych na Powierzchni. Słynie głównie jako ośrodek kształcenia młodzieży i druga co do wielkości baza wojskowa. Władzę sprawuje Arkavia Lorina, a dowódcą wojska jest Arkavia Emilia. Lorina jest starszą siostrą, więc odziedziczyła miasto po swoich przodkach, a Emilia od dziecka pałała miłością do walki, więc te dwie sprawują zgodne rządy. 
Większość ulic jest ciasna i ciemna. Pojazdy jeżdżą tylko po kilku głównych drogach, a reszta jest dostępna tylko dla Ludzi. 

Znudzona monotonnymi ścianami budynków w dzielnicy handlowej udałam się w końcu do mojego pokoju w Akademiku. Nie mam rodziców i ich nie pamiętam. Mimo to w dokumentach widnieje nazwisko "Lutrio". Tak więc, stanęłam przed drzwiami z plakietką "Lutrio Levi". Nie był to mój dom. Zmieniałam go zawsze, kiedy przechodziłam do następnej klasy. Jestem na utrzymaniu miasta. To ono dofinansowuje mieszkania, posiłki i ubrania dla osób mieszkających w Akademikach. 

Po jakimś czasie w końcu weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi. Przede mną było około trzydzieści metrów kwadratowych podłogi. Jakieś dziesięć zajmowała łazienka z wanną i osobną kabiną prysznicową, pełny luksus, ale jaka ciasnota. Reszta to krótki korytarz, w którym walają się moje buty oraz stoi duże lustro, i sypialnia. Jednoosobowe łóżko, komoda, niewielka szafa, stolik i dwa krzesła. W pośpiechu zrzuciłam buty i skoczyłam na łóżko. Odbiłam się miękko parę pary, a potem leżałam w kompletnym bezruchu. Wgapiałam się w zielonkawy sufit, który bez zapalonego światła przybierał barwy szarości. Przewróciłam się na bok i spojrzałam w okno. Za nim rozciągał się widok na prywatny skwerek dla uczniów. Podniosłam głowę, aby lepiej przyjrzeć się otoczeniu. 

Skwerek jak to skwerek. Zasadzono tam różnego rodzaju drzewa, krzewy, kwiaty. Między zielonymi wyspami biegły betonowe ścieżki. Szara i różowa kostka były ułożone w miniaturowe kwiatki. Na samym środku był plac, dookoła otoczony krzewami czerwonych i białych róż. Zbiegały się tutaj cztery dróżki, każdy z innej strony świata. Znajdowały się tam także cztery ławki. Na jednej z nich jakieś dwie dziewczyny flirtowały ze sobą. Speszyłam się na ten widok. Możecie sobie myśleć co chcecie. To prawda, że wcześniej robiłam to samo z Ayą, ale to była tylko zabawa. Te dwie tam - były poważne. 

Nie rozumiem zamiłowania inną płcią. Co prawda, nigdy nie widziałam na oczy żadnego mężczyzny, nie licząc tego z książek. Mimo tego, od razu poczułam, że mężczyzna jest nieodłączną częścią kobiety. Jego szerokie ramiona od razu przypomniały mi, jak kiedyś ona mnie trzymała. Czułam się wtedy bezpieczna i wiedziałam, że tej osobie mogę powierzyć życie. Miała ona jednak szczupłą figurę. Nikt nigdy by nie pomyślał, że w tych ramionach można się chociażby zmieścić. Ramiona mężczyzny jednak od razu przywodziły na myśl bezpieczeństwo. "Chciałabym, aby ktoś mnie tak mocno objął..." - zawsze wyobrażałam sobie to ciepło płynące od drugiej osoby. 
Na widok tych wielkich dłoni od razu zastanawiałam się, jak to jest czuć na sobie tak rozległy, szorstki i twardy dotyk. "Na pewno strasznie." Mimo tego, w pewnym stopniu ten strach mnie ekscytował. Sprawić by ktoś drżał jedynie przez dotyk? Na pewno świadczy o sile. 
I jeszcze wiele innych rzeczy. Po prostu wydawało mi się, że ludzie powinni rozmnażać się właśnie przez kontakt z drugą płcią. 
Nie wiem, jak teraz się rozmnażamy. Po prostu kobieta składa wniosek, że chciałaby się zająć dzieckiem. Po jakimś czasie je dostaje.  Tak to działa i nikt nie zagłębia się dalej. Chodzi plotka, że jeśli ktoś węszy - zostaje sprzątnięty i wysłany za Mury, a całemu miastu wymazują pamięć o tej osobie.
Jakie straszne!
Sądzę, że to wszystko są brednie. Nie jest możliwym, by wymazać pamięć całemu miastu w taki sposób, aby nikt nie zauważył.  
Przynajmniej nie za pomocą technologii. 
Tutaj wkracza Magia. Tylko osoby z rangę czarodzieja wiedzą cokolwiek o Magii. Reszta osób zna tylko słowo. 
Na razie mam status cywila. Zamierzam to jednak zmienić. Zostanę Palladynem. Dowiem się wszystkiego. To mój cel. 

Przeniosłam wzrok z flirtujących dziewczyn na wieczorne niebo. Słońce właśnie zachodziło, a chmury przybierały odcienie czerwieni. Wyciągnęłam rękę w stronę Słońca. Było tak wielkie... Wydawało się, że jest na wyciągnięcie ręki, jednak dla mnie o było niemożliwe. 
Zacisnęłam dłoń z grymasem na twarzy i szybko przyciągnęłam do siebie. Speszona widokiem czerwieni zasunęłam żaluzje i przewróciłam się na drugi bok. Nie lubię czerwieni.

Kojarzy mi się ona z ogniem. A bez niej nie ucieknę przed płomieniami.

Mimowolnie uroniłam łzę na to wspomnienie. Sięgnęłam do komody i z ukrytego, drugiego dna szuflady wyjęłam kamyk. Ten sam, który dostałem od niej. Moja jedyna pamiątka.

Ścisnęłam go mocno w obu dłoniach i przyciągnęłam do klatki piersiowej. Poczułam emanujące z niego ciepło. W jednej chwili ciemny pokój wypełnił się kolorami. Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki wdech. Kiedy je otworzyłam przeniosłam wzrok na kamień. 
Jego gładka ciemna powierzchnia zafalowała i zaczęła mienić się każdym kolorem. Uśmiechnęłam się i dałam ponieść za kamieniem. 

Dziesięć minut.

Tyle mogłam błądzić po wszechświecie.



środa, 11 listopada 2015

Prolog - Mortefheim

Ogień. Wszędzie ogień. Szkarłatne języki płomieni muskają całe moje ciało. Jest mi gorąco i stoję cała spocona. Trzęsę się. Patrze wokoło w poszukiwaniu ratunku, ale wszędzie widzę tylko szkarłat. Ogień jest coraz bliżej, a moje bose stopy coraz bardziej pieką. Ogień je już pochłania. Czy tu umrę?

Dookoła słyszę płacz dziecka. Zaraz, płaczę? Na policzkach czuję coś zimnego, ale nawet to po chwili znika pochłonięte przez gorące płomienie. Czuję jak ubranie powoli się spala. Ja jednak nie mogę drgnąć nawet palcem. Tracę wszelką nadzieję, zamykam palące powieki. Chcę się poddać, jednak---

-Levi!

To moje imię. Ten głos... to jej głos. Ta osoba wypowiada moje imię. 

Woła mnie.

Teraz jestem pewna, że przeżyję. Otwieram szeroko oczy z nadzieją. Pośród
 szkarłatnych płomieni z każdą chwilą zamglony cień rośnie. Idzie, nie... biegnie w
moją stronę. Po chwili znajoma twarz przesłania mi cały widok. Czuję
na sobie mocny uścisk. Zamykam oczy z poczuciem bezpieczeństwa i wtulam się w
jej ubranie. 

▌│█║▌║▌║║▌║▌║█│▌

Otwieram oczy, a następnie przecieram jeszcze zaspane powieki i rozglądam się dookoła. Dopiero teraz czuję, jak  jestem noszona. Podnoszę wzrok i widzę znajomą twarz. Po chwili ona zauważa moje spojrzenie i stawia mnie na ziemi.   

-Obudziłaś się? 

Kiwnęłam głową na tak. Jej głos dźwięcznie roznosił się echem w mojej głowie.  

-To dobrze. - Posłałam mi uśmiech. - Levi, posłuchaj uważnie. - Położyła ręce na moich ramionach. -
 Niedługo dojdziemy do budynku. Wtedy zrobię ci coś strasznego... Zostawię cie tam samą. 

Na dźwięk jej słów mimowolnie łzy spłynęły mi po policzkach. Zazwyczaj byłam dzielna i parłam naprzód. Specjalnie dla niej, specjalnie przez jej przestrogi. Ufam jej. Dla niej zaryzykuję życie. Chcę z nią już na zawsze być. Ogarnęła mnie frustracja. Ona zawsze mówiła prawdę. Nigdy nie skłamała i zawsze dotrzymywała obietnic. Taką już była osobą, więc tym razem rozstaniemy się. 

Nie chcę, żeby mnie zostawiała.

-Chcę z tobą zostać! Levi nie chce być sama! Chce być z tobą!  

Rzuciłam się jej na szyję i schowałam twarz w resztkach jej ubrania, który najprawdopodobniej
pochłonęły płomienie. Jej skóra jest cała w siniakach i poparzona. W niektórych miejscach widać
świeże stróżki krwi. Oddech jak zawsze ma płytki i regularny. Serce uderza w spokojnym, powolnym
tempie. Skóra zimna jak lód. Aż trudno uwierzyć, że to ciało należy to istoty żyjącej.  
Uspokojona przez jej dotyk i długą ciszę panującą między nami w końcu odsunęłam się. Spojrzałam na nią spode łba. 

-To jedyne wyjście? 

-Nie wiem.  

-Jest jakieś inne?  

-Na pewno. 

-Więc dlaczego chcesz się ze mną rozstać?! 

-Jeśli będę przy tobie, nigdy się nie usamodzielnisz. - Położyła mi rękę na głowie i lekko potargała mi włosy. - Jesteś dla mnie bardzo ważna. Mimo tego  zostaniesz w tamtym budynku, a ja odejdę. Zabiorą cie Ludzie.  Najprawdopodobniej wymażą ci wspomnienia o mnie i o prawdziwym Mortefheimie. Mimo tego masz żyć. Żyć i wyrosnąć na wspaniałą osobę, z której będę mogła być dumna przy następnym spotkaniu. 

-Kiedyś się jeszcze spotkamy? 

-Jeśli będziesz czegoś bardzo wytrwale szukać, kiedyś na pewno to znajdziesz. 

-Więc, jeśli będę cie szukać, to cie NA PEWNO znajdę?! 

-Tylko jeśli o będzie twoje prawdziwe pragnienie.

-Rozumiem. Na pewno cie odnajdę. Obiecuję!

-Pamiętaj, obietnic się nie łamie.   


▌│█║▌║▌║║▌║▌║█│▌


Stoję przed drzwiami do budynku. Jeśli je otworzę, będę się musiała z nią rozstać. Jestem smutna z tego powodu, ale muszę to zrobić. Takie jest moje zadanie. 

-Levi. 

Odwracam się przodem do niej. 

-Levi. Jesteś dla mnie ważna. To, co cię spotka, może być bardzo bolesne. Może być ci bardzo ciężko. Możesz bardzo dużo płakać. Ale pamiętaj, żebyś mnie szukała. Bez tego nie dane będzie się nam spotkać. Jeśli kiedyś będziesz miała ogromne kłopoty, wszyscy się od ciebie odwrócą, a ty będziesz chciała zrobić coś złego... znajdź mnie. To ci pomoże. 

Wystawiłam ręce, a po chwili leżał na nich piękny kamyk. Naprawdę piękny. Mienił się każdym kolorem, a gdy tylko próbowałam skupić na nim wzrok, mogłam ujrzeć nocne niebo z milionami gwiazd i widocznymi odległymi galaktykami. Patrząc na kamyk do dziś mam wrażenie, jakbym podróżowała po wszechświecie. Mogła kontrolować, gdzie chce iść.

-Levi.

Zostaje szturchnięta i podnoszę wzrok. 

-Wiem, że jest piękny. I bardzo rzadki. - Mrugnęła do mnie okiem. - Nie rób takiej miny, mam taki drugi, a jeśli zajdzie potrzeba znajdę i trzeci Jednak musisz uważać. - Stuknęła mnie palcami w czoło. - Błądząc wzrokiem po kamieniu zużywasz swoje siły magiczne. Na razie masz ich bardzo mało. Nie możesz zbyt długo się w niego wpatrywać. Pochłonie cie. Będzie mącić w głowie i sprawiać, że zapomnisz o tym, o czym najbardziej chcesz pamiętać. Jeśli mu się uda, już nigdy się nie spotkamy.

-Więc czemu mi go dajesz?! Chcę cie jeszcze zobaczyć, a przez to nie mogę o tobie zapomnieć!

-Levi. - Znów stuknęła mnie w czoło. - Nie możesz się wahać. Kamień może cie pochłonąć, ale dzięki niemu możesz odnaleźć wszystko. Pamiętaj. - Wyciągnęła rękę wysoko w górę. Nie mogłam dojrzeć jej dłoni, która znikała w świetle Słońca. Miałam jednak wrażenie, że nagle ją zacisnęła. - Jeśli jest choćby najmniejszy procent szansy, skorzystaj z niego. Nigdy się nie poddawaj.

-Dobrze. Więc... Co powinnam zrobić z nim?

-Najpierw obserwuj jego zachowanie i postaraj się go zrozumieć. Gdy ci się to uda popatrz na niego przez sekundę. Następnym razem przez dwie, później cztery... Za każdym razem wydłużaj czas. To będzie dobry trening... A teraz...

Odeszła parę kroków zostawiając mnie samą. Po chwili jednak zatrzymała się.

-Levi. Otwórz drzwi. To nasze pożegnanie. 

Z oczu zaczęły wypływać mi łzy. Bez słowa skinęłam głową i dotknęłam klamki. Słyszałam jak jej kroki się oddalają. 

-Płacz. Śmiej się. Zdobywaj przyjaciół. Trać ich. Kłóć się. Denerwuj się. Złość się. Żyj tak jak chcesz. Nie wstydź się tego kim jesteś. Rośnij zdrowa i szczęśliwa, aż pewnego dnia dorośniesz. Zrób to dla mnie, dobrze?

 Nie mogąc dłużej wytrzymać spojrzałam za siebie. 

W powietrzu unosiła się mgiełka, a w jej środku stała ona. "Do zobaczenia, Levi." - Wyczytałam z ruchu jej warg, bo reszta zaczęła znikać. Na jej twarzy widniał uśmiech. Iście anielski uśmiech. Miałam wrażenie, że po jej policzku spłynęła łza. 

To był pierwszy i ostatni raz kiedy widziałam jak płakała. 

-Dobrze. Będę rosnąć dla ciebie, *****.


▌│█║▌║▌║║▌║▌║█│▌


Z walącym sercem podniosłam się do pozycji siedzącej z wyciągniętą ręką do przodu. Policzki miałam wilgotne od łez a oddech przyspieszony.

-To był... sen...

Wykrztusiłam dziwnie zachrypniętym głosem, którego nie poznałam jako mój, a potem wybuchnęłam płaczem.

-Wróć... Wróć, nie chcę...nie chcę być już... sama. 




Start!


Witajcie mili goście.
Mam tę przyjemność, a dla Was może i nieprzyjemność, otworzyć tego bloga.

Stworzę tutaj zbiór moich wszelkich dzieł wyobraźni i zawrę kawałek duszy. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni z moich historii C:

No cóż... zapraszam do czytania!